Przejdź do treści strony

Nauka za granicą | Studia bez tajemnic

Życie w szkole w USA

Autorka: Agata Foryciarz (luty 2013)
 

Artykuł napisany przez byłą uczennicę Mercersburg Academy - prywatnej szkoły z internatem w Pensylwanii. Informacje zawarte w artykule są prawdziwe dla tej szkoły i innych znanych przez autorkę i mogą nie odnosić się do wszystkich szkół amerykańskich.

 

Mieszkanie

Życie w internacie jest świetną okazją na zawarcie przyjaźni z uczniami i nauczycielami. W mojej szkole każdy dzielił pokój z jednym współlokatorem, dobieranym przed rozpoczęciem szkoły na podstawie wypełnionej przez nas ankiety (po roku można było samemu zdecydować, z kim chce się mieszkać). Poza pokojami i łazienkami w dormitoriach znajdują się też pokoje wspólne, gdzie można oglądać filmy, przechowywać jedzenie i spotykać się ze znajomymi, i apartamenty rodzin nauczycieli (którzy często zapraszają do siebie uczniów). Poszczególne dormitoria będą różnić się wielkością pokoi, ilością osób w nich mieszkających oraz dodatkowymi atrakcjami, takimi jak stoły do gier czy telewizory.

Dzielenie pokoju z drugą osobą może być rzeczą trudną. Ja żyłam z moją współlokatorką w zupełnej symbiozie - była początkowo bardzo cicha i wycofana, i wątpię, czy zaprzyjaźniłabym się z nią, gdybyśmy nie mieszkały razem - natomiast bardzo łatwo dogadywałyśmy się w sprawach “pokojowych” (po upływie kilku miesięcy byłyśmy bardzo zaprzyjaźnione). Rzeczami wymagającymi porozumienia są: poziom dźwięku dozwolony w ciągu dnia i w czasie nauki (czy przeszkadza nam głośna muzyka), częstość odwiedzin (moja współlokatorka żadko zapraszała znajomych, więc ja również starałam się spotykać raczej w pokojach wspólnych), godzina gaszenia światła (tutaj nie zgrałyśmy się - moja koleżanka chodziła spać bardzo wcześnie, natomiast ja często włączałam światło jeszcze po dozwolonym czasie - na szczęście miała mocny sen), dbanie o porządek, temperatura w pokoju i tym podobne. Pokoje były sprawdzane pod względem czystości raz dziennie (nie było to bardzo rygorystyczne, i pomagało we wspólnym życiu), a codziennie wieczorem nauczyciele przychodzili gasić nam światła (10-klasistom 22:45, 11-klasistom o 23:30, a 12-klasistom o północy).

Uczniowie szkół z internatem dzielą się na boarding students (mieszkających na kampusie) i day students (pochodzących z okolicy, codziennie dojeżdżających do szkoły). Stosunek liczby day students i boarding students może być inny w poszczególnych szkołach.



Życie towarzyskie i różnice kulturowe

W każdej szkole z internatem znajdzie się grupa dla nowego ucznia. Nawet najwięksi introwertycy mieli w mojej szkole swoje paczki, ponieważ były one w pewnym sensie zastępstwem rodziny - miejscem, gdzie można było porozmawiać o swoich problemach, grupą, z którą spędzało się weekendy. Przez amerykański system wyboru kandydatów uczniowie każdej szkoły będą bardzo zróżnicowani pod względem umiejętności i zainteresowań - każdy znajdzie więc kogoś dla siebie. Do pewnego stopnia prawdziwy jest stereotyp powielany w amerykańskich serialach - są ludzie bardziej i mniej popularni, istnieją kliki - nie jest to jednak zasadą, ponieważ w miejscu, gdzie wszyscy znają wszystkich, jedzą z nimi posiłki i dzielą z nimi łazienki, a klasy są zmieniane co godzinę, nie może być mowy o zupełnie wyodrębnionych grupach.

Trudnością, którą napotyka większość “międzynarodowców” - uczniów spoza Stanów - jest asymilacja, przyzwyczajenie się do panującej kultury i stosunków międzyludzkich z niej wynikających. Jadąc do Stanów miałam wrażenie, że doskonale rozumiem kulturę tego kraju, i że jest on towarzyskim rajem na ziemi, gdzie wszyscy się znają i wzajemnie akceptują. Przeżyłam jednak swego rodzaju szok kulturowy - Amerykanie byli o wiele bardziej bezpośredni, swobodni i głośni, niż się tego pierwotnie spodziewałam, i nie potrafiłam zachowywać się tak, jak oni. Dziwiło mnie też, że wiele znajomości wyglądających na przyjaźnie (Amerykanie są bardzo sympatyczni do obcych i ciepło się z wszystkimi witają) kończyło na dzieleniu codziennych zajęć i rozrywek, nie obejmując sfery osobistej. Miałam dobrych amerykańskich znajomych, z którymi rozmawiałam na korytarzach i spędzałam weekendy, jednak moi najbliżsi przyjaciele byli w większości nie-Amerykanami. Myślę, że wynikało to z faktu, że osoby “międzynarodowe” dzielą podobne doświadczenia, przez co są bardziej skłonne do przystosowania się do osób w swojej grupie i akceptowania innych. Nie jest to jednak zasadą - są osoby ograniczające się w swoich kontaktach towarzyskich do osób ze swojego kraju, ale są też i takie spędzające czas wyłącznie z Amerykanami. Zaryzykuję stwierdzenie, że im większy procent danej szkoły stanowią osoby spoza Stanów, tym bardziej otwarte środowisko stanowi - nie mam jednak doświadczenia z innych szkół i otwartość będzie zależała od osobowości uczniów konkretnej szkoły, a nie tylko od ich kultur. Szok kulturowy ustaje najczęściej po kilkunastu tygodniach, a międzynarodowiec wychodzi z niego bogatszy w doświadczenia życiowe, z umiejętnością łatwiejszego nawiązywania kontaktów z nowymi ludźmi.



Inni uczniowie

Każda szkoła chce mieć uczniów z jak największej liczby stanów i krajów, dlatego na każdej stronie łatwo jest znaleźć informacje na temat narodowości i miejsc zamieszkania uczniów danej instytucji. W mojej szkole większość uczniów stanowili Amerykanie ze wschodniego wybrzeża USA - ze Pensylwanii, Wirginii, Nowego Jorku, New Jersey, Karoliny Północnej - oraz Kalifornii i Teksasu. Osoby spoza Stanów stanowiły 22% wszystkich uczniów. Największe grupy stanowili uczniowie z Chin, Korei i Arabii Saudyjskiej. Studia w USA są bardzo popularne wśród Chińczyków i Koreańczyków, dlatego wielu z nich posyła swoje dzieci do prywatnych liceów, by pomóc im w dostaniu się na najlepsze uczelnie amerykańskie. Uczniowie z Arabii Saudyjskiej pochodzili tak naprawdę z wielu różnych państw, i mieszkali tam ze względu na pracę ich rodziców (głównie w koncernach paliwowych). Grupa uczniów z Niemiec przyjeżdża  co roku  do mojej szkoły na dziesiątą klasę, by doświadczyć życia za granicą i podszlifować swój angielski. Wśród reszty uczniów znaleźli się również przedstawiciele między innymi Japonii, Afganistanu, Nigerii, Indii, Wietnamu, Szwajcarii, Dubaju, Tajlandii, Meksyku, Brazylii, RPA, Włoch, Hiszpanii i Bahamów.

W Stanach boarding schools mają opinię miejsc snobistycznych, drogich i nastawionych na “produkcję” przyszłych uczniów szkół Ligii Bluszczowej. Jak większość stereotypów i ten nie potwierdza się w większości przypadków. Mimo, że istnieją szkoły bardzo drogie, bardzo snobistyczne i jednocześnie bardzo wymagające, nie można określić wszystkich szkół z internatem jako spełniających te warunki.

Większość uczniów pochodzi z rodzin raczej zamożnych (tzw. wyższej klasy średniej), ale znaczna ich część uzyskuje stypendia na naukę bądź otrzymuje dofinansowanie ze szkoły (w Mercersburgu 49% uczniów otrzymuje dofinansowanie, którego średnia wartość jest równa połowie czesnego). Mimo, iż informacje o tym, kto uczy się na stypendium są formalnie tajne, większość osób mówi o tym otwarcie. Absolutnie nie spotkałam się z przejawami dyskryminacji osób mniej zamożnych ani prześciganiem się w gadżetach - choć posiadanie Maca czy wypady na Hawaje w czasie wiosennych ferii nie budziły niczyjego zdumienia.

Wróć na górę strony